środa, 26 listopada 2008

Miesiąc później...

Poprzedni wpis jest z końca października. Uspakajam wszystkich, nic wielkiego się nie stało! Po prostu Pan Robert, podobno jak co roku, ma bardzo pracowity semestr zimowy. Pracowity i pełen wydarzeń! Najpierw pod koniec października okazało się, że wielkiemu ministerstwu od nauki nie zgadza się jakaś tam suma kontrolna. Udało się władzom politechniki napisać odwołanie i Pan Robert mógł robić, jak to mi powiedział na spacerze, za habilitowanego gońca. Co pewien czas, gdy wykazuje nadmiar samodzielności i samowolnie wychodzę pod siatką tłumaczy mi co to znaczy "samodzielny pracownik naukowy". Samodzielny według nowej definicji to nie ten, co może sam decydować o kierunkach badań swojego zespołu, ale taki, co musi robić wszystko sam. No właśnie, ja chcę sobie sama chodzić na spacery, a Pan Robert mi mówi, że jak jestem taka niezależna i samorządna, to będę... sama sobie gotowała ryż i kupowała chrupki.
Właśnie, samorządna, niezależna... Pan Robert tak sobie czasami ze mnie żartuje - piscia-pisica... Co z tą pisicą? Popytałam się kumpli - Bobika i Miśka, bo ich Pan kiedyś zajmował się polityką i nawet był kandydatem na burmistrza. PiS to taka partia polityczna, Prawo i Sprawiedliwość... Hmm... Podobno sa tam różni członkowie, jednego nawet wywalili za psa Sabę, ale dlaczego? Chciał ją zapisać do partii? A ja tak sobie myślę, gdzie tu jest sprawiedliwość, że ja jestem ogrodowa a Docent domowy? No dobra, wiem, on ma pachnące futerko, ja lubie się wytarzać i sierść mi trochę cuchnie, ale swoje prawa też mam! No dobra... Pan Robert bardzo mnie lubi! Michę dostaję, spacerki są. Ale chciałabym czasami tak jak Docent, tak bardziej domowo! Nawet postanowiłam zakolegować się z tym domowym sierściuchem! Wylazł raz w takiej czerwonej smyczce, spietrany i trzęsący się. Nawet go nie wylizałam, a przyznaję, że on nie próbował nawet mnie atakować!
Teraz jednak jest czas antysolidaryzmu... Pan Robert jest chory i Docent jest z nim cały dzień. Może jak pobędzie z tym kociambrem cały dzień to przekona się, że moje numerki to nic!

poniedziałek, 20 października 2008

Prosić to ty sobie możesz...

Jestem odcięta, może na moje szczęście, od polityki, ale obrywam czasami odpryskami. Odkryłam, jak wyjść pod siatką z działki. Pan Robert kupił może i ładną zieloną siatkę, ale zupełnie niepraktyczną. Można ją było bez problemów odchylić i wyjść na pole. Ponieważ Pan Robert prosił mnie, Sara, pokaż jak Ty to robisz to mu to pokazałam... No i w sobotę Pan Robert i Pani Kasia przez kilka godzin hałasowali przy ogrodzeniu, wiercili, przykręcali i tak zrobili, że już nie mogę wychodzić! I co mi pozostaje? Prosić Państwa, gdy tylko będę chciała sobie pobiegać...
Na piątkowym porannym spacerze Pan Robert był bardzo podekscytowany i powtarzał ciągle jedno słowo - koordynator. Wiem od kumpli Bobika i Miśka, że był kiedyś taki słynny wodny człowiek, który koordynował służby specjalne. Lekko się przeraziłam - znowu zrobiłam coś nie tak, że aż zajmą się mną służby specjalne? Po kilku minutach Pan Robert wykrzyknął mam - koordynator do spraw projektów i wdrożeń teleinformatycznych. Podobno ma nim zostać... I co w tym wielkiego? Ja wolę jak chodzi ze mną na spacery jako Pan Robert...

środa, 15 października 2008

Wredne ptaki...

Dziś było święto - Pan pracował w domu i był długi, południowy spacer. Ostatnio trochę mnie ponosiło - ganiałam za ptakami i innymi zwiarzakami a Pan się wściekał. Dziś coś się musiało zmienić, bo jak wypłoszyłam z krzaków sójkę nie usłyszałam tradycyjnego Sarasiad tylko westchnienie - gdyby to była kaczka... O co chodzi z tą kaczką? Siedzę cały dzień w ogrodzie i nie wiem co się dzieje na świecie... Pewnikiem to ta cholerna polityka! Może ktoś włączy w okolicy radio, to czegoś się dowiem o co chodzi z tą kaczką...

wtorek, 14 października 2008

Nazywam się...

Nazywam się Sara i jestem młodą psicą jak to mówi złośliwie mój Pan rasy skarlały owczarek wołomiński. Ostatnio na spacerach mojego Pana wzięło wydawanie komend na czele z jego ulubioną siad. (Spróbujcie usiąść gołą pupą w mokrą i zimną trawę...). Mówi do mnie Sara, siad a potem pyta się, czy nie jestem zmęczona. Stąd moja ksywka Sarasiad, choć na imię mam Sara...
Moi Państwo są bardzo mili... Biedna Pani Kasia musi codziennie jeździć do Warszawy do pracy, Pan Robert dwa dni pracuje w gabinecie na Kresowej i dzięki temu mam przynajmniej południowy spacer! Najbardziej lubie soboty i niedziele, bo wtedy Państwo są cały dzień w domu i pracują w ogrodzie. Ale czuję, że robi się coraz chłodniej i coraz mniej czasu będą spędzać w ogrodzie, a ja będę coraz bardziej samotna...
Ponieważ nie mam homologacji na pobyt w domu komputer i internet to domena Kota Docenta. Miałam mieć takie ładne, białe tło bloga, a Docent czarne a tu okazało się, że załatwił sobie zmianę kolorów! Jestem raczej grzeczna, potulna, nie rozrabiam! Było ustalone, że to on jest czarnym charakterem! A tu on jest na biało... Podobno to od sierści, bo ja mam czarną! A co, mam się utlenić? I gzie tu prawo, gdzie sprawiedliwość...